Ta strona używa plików cookies.
Polityka Prywatności    Jak wyłączyć cookies?

Msze św. o godz. 6.30, 7.30. 9.00 i 18.00.

9.00 - Msza św. dla dzieci ze szkół podstawowych, Liturgicznej Służby Ołtarza, Scholi, uczęszczających do Centrum Kultury Calasanz

17.30 - Adoracja Najświętszego Sakramentu i modlitwa o powołania do Zakonu Pijarów

18.00 - Uroczysta Msza św. z udziałem Grup Parafialnych


Zachęcamy do zapoznania się z osobą św. Józefa Kalasancjusza:

POZNAJ ŚWIĘTEGO!

MOŻESZ MIEĆ KOLEJNEGO, BLISKIEGO ORĘDOWNIKA!

 

Świętego Józefa Kalasancjusza, bo do poznania Założyciela Zakonu Pijarów wszystkich zapraszam, odwiedzamy często, zwłaszcza,  jeśli uczestniczymy w tygodniu w  Mszach św.  To przy Jego relikwiach i przy obrazie zawieszonym nad ołtarzem sprawujemy Eucharystię.  Przez wstawiennictwo wielkiego Wychowawcy możemy zanosić wszelkie prośby, szczególnie modląc się za dzieci, wnuki, o dobre wychowanie młodego pokolenia. Możemy mieć bliskiego orędownika. Najpierw  jednak poznajmy bliżej naszego świętego.

 

OSOBA

O. Miguel Angel Asiain w taki sposób opisuje Kalasancjusza:

Człowiek tęgi, z szerokim czołem, orlim nosem, przenikliwymi oczami. O sercu szlachetnym. Z temperamentem silnym, zdecydowanym, kategorycznym i niezależnym. Prosty i dobrotliwy. Z dobrym humorem i delikatny w obcowaniu z innymi. Aktywny i przedsiębiorczy, ryzykujący i przewidujący. Zgodliwy i - czasami - jako dobry aragończyk, obstający przy swoich ideach. Ale - przede wszystkim - w ślad za Jezusem był ideologiem nowych dróg, który zakochał się w ubogich.

Kalasancjusz nie pozwolił nigdy, aby mu zrobiono portret, jakkolwiek powszechnym było wtedy przesuwanie się przed malarzami. Myślano o różnorakich podstępach, aby go podejść, ale zawsze kończono fiaskiem. Jedynie biskupowi Malty, Miguel de Balaguer, jego przyjacielowi udało się na krótko przed swoją śmiercią, w 1644r., zaprosić go na posiłek do swego domu. Umieścił on wyśmienitego malarza za zasłonami, który obserwując Kalasancjusza podczas posiłku zrobił szkic, później pokrywając go - z umiarkowanym powodzeniem - kolorem. Ten sam biskup, w liście napisanym do Kalasancjusza w 1646r. mówił mu: „Zapewniam, że ja go uważam za wielce dobroczynnego i codziennie cieszę się widząc jego portret, który jest bardzo dobry, a wiem, że jestem dobrym złodziejem i inny muszę wysłać do jego ojczyzny”.

Jest to najstarszy portret Świętego, który zachowuje się w różnych kopiach. Obraz został zawieziony przez swego autora na wyspę Maltę i ojcowie z domu św. Pantaleona pozostali bez żadnej kopii. Dzisiaj wspomniany obraz, po wielu perypetiach, znajduje się w sali relikwii w domu św. Pantaleona.

W jego najwyższej części jest napis, który brzmi następująco: „O. Józef Kalasancjusz, wiek 87 lat.” Na dole podpis autora i data 1644. Święty posiada czoło wysokie, nos długi i orli, mały wąs i trochę brody, być może jasną bądź srebrzystą, oczy penetrujące, brwi obfite jak na jego wiek, spojrzenie głębokie i być może w tym momencie trochę nostalgiczne. Twarz wyschnięta, podbródek wydłużony, aczkolwiek nie trójkątny, kości policzkowe wystające i dobrze zaznaczone dwie linie wychodzące od nosa i zakreślające usta. Wielki biret przykrywa jego głowę. Jest ubrany w rodzaj palta czy peleryny, która przykrywa mu szyję. W części dolnej ukazuje się ręka, która trzyma różaniec.

Jest to portret Świętego najbardziej autentyczny, chociaż inne z czasów późniejszych i zrobione przez osoby, które nie znały świętego powielano z większym rozmachem aniżeli ten namalowany w 1644r.

Posiadamy jeszcze zeznanie kapłana Francisco Motes, urodzonego w Claverol. Motes miał 14 lat, gdy - jak wspomina - widział Kalasancjusza w swoim domu, jako że ten był przyjacielem jego ojca; opisuje to w ten sposób:

„Znałem go i widywałem wielokrotnie, ponieważ był przyjacielem mego ojca; był człowiekiem wysokim, o czcigodnej prezencji, z brodą koloru kasztanowego, o twarzy wydłużonej i białej.”

Był to rok 1588, Kalasancjusz miał 32 lata.

Wiemy, że był wysoki i mocnej budowy. Dzięki ubraniom, które się zachowały, sandałom i kuli z ostatnich jego lat znamy jego wzrost: 190 cm.

O. Bandoni pozostawił zapisane następujące świadectwo dla typowego procesu:

„W jedzeniu zawsze umiarkowany, bowiem słyszałem, że kiedy był studentem, tam w Hiszpanii zachowywał ten sam zwyczaj, tak że już od młodości był przyzwyczajony do postu i w zakonie zachowywał go zawsze przystosowując się do innych przy stole; i można powiedzieć słusznie, że to, co robił, czynił dla opanowania ciała i podporządkowania go duchowi, w ten sposób rozwijając swój organizm, że wydawał się gigantem”.

Jego krzepkość i siłę możemy określić na podstawie anegdot: o zawodach i o ośle. Zawody polegały na umiejętności w rzucaniu drągiem na odległość (zapewne odmiana dzisiejszego oszczepu). Działo się to jeszcze w Hiszpanii. Józef Kalasancjusz wziął w nich udział i... wygrał.

Opowieść o ośle związana jest z pewnym biedakiem aragońskim, który niemiłosiernie przeklinał nie mogąc wyciągnąć bydlęcia z błota. Kalasancjusz do tego stopnia chciał powstrzymać chłopa od bluźnierstw, że sam wszedł w błoto, chwycił osła pod brzuch i podniósł do góry. Poganiacz zastygł z otwartymi ustami...

Że był człowiekiem silnym, odpornym na niedostatek, zdolnym do podążania naprzód mimo wszystko, to wiemy z licznych świadectw, które potwierdzają się, kiedy mówi się o umartwieniu ciała, jakim siebie poddawał, o czuwaniu na modlitwie, o biczowaniu się, o włosiennicy, o surowości względem ciała, życiu pokutnym, które prowadził:

„Wiem z pewnym przeświadczeniem - oświadcza jeden ze świadków - albowiem widziałem go wiele razy, że zdarzyło mu się spędzić całą noc na modlitwie, z zapalonym światłem, czytając szczególnie Kazania św. Grzegorza, od którego czerpał pobożność i którego miał za obrońcę; a już o świcie, kiedy budzący zaczynał dzwonić kołatką, gasił światło.”

„Przed położeniem się - wskazuje inny - klękał i odmawiał niektóre modlitwy; następnie kładł się do łóżka i spał nie więcej niż 3-4 godziny. Zapalał lampę oliwną i rozpoczynał czytanie Kazań moralnych św. Grzegorza i innych książek duchownych, szczególnie św. Teresy, w ciągu 3-4 nieprzerwanych godzin. Wiem to z relacji innych ojców, jego współtowarzyszy, i sam od czasu do czasu, gdy mu posługiwałem; a nawet później we wspomnianej lekturze, rozpoczynał odmawianie Oficjum Najświętszej Marii Panny, Pańskiego lub za zmarłych, czasem w łóżku, czasem na kolanach, aby być bardziej przygotowanym na świt i lepiej przysposobiony do służenia w szkołach”.

 

CECHY OSOBOWOŚCI

Święty posiadał temperament mocny, zdecydowany, kategoryczny, niepoddający się. Ten sposób bycia uwidacznia się kiedy mówi i kiedy pisze. Często wyrokuje w taki sposób, że nie ma możliwości repliki. „Niech uczynią, jak ja pragnę”. Do ojca Cananea, przełożonego kolegium w Moricone, pisał:

„Słyszałem, że w tym domu, we środę, dzień św. Jana, jedzono mięso, zamiast pościć; było to wielkim błędem i winę ponosi przełożony, a przez to i karę. Przez wszystkie środy stycznia ze sznurem na szyi będzie wchodził do refektarza i tak zostanie aż do podziękowania po posiłku”.

W listach uwidacznia się nieustannie jego zdecydowana forma działania. Nie wątpi. Nie podąża za nadmiernym wdzięczeniem się, które może sparaliżować jego działanie czy przyszłość jego usiłowań. Decyduje szybko i nakazuje. Nie chce zwłoki w wypełnianiu poleceń, podobnie jak jej nie było we wskazaniu tego co należy czynić. Być może trybem, którego najczęściej używa w listach jest tryb rozkazujący, bądź formy równoznaczne. Pisał do Neapolu: „Proszę mu powiedzieć, że jeśli się nie odważy zobowiązać brata Bartolome do podjęcia tych zajęć, najmłodszego, który usiłuje zostać kapłanem, niech mi go więc przyśle, a ja każę mu zmądrzeć. I mówię to samo wobec każdego innego, który odrzuca posłuszeństwo, ponieważ jestem zdecydowany nie znosić dłużej tych kaprysów”.

Drugim elementem jego temperamentu była stałość i charakteryzująca go wierność. Kochał, jak żaden inny pijar tego nie czynił, dzieło tryskające z jego rąk, jak syna w swej starości, dziecko swoje i dar Boga. Kochał swoje dzieło i walczył o jego przetrwanie. Pracował z odwagą. Poświęcił mu całe życie. Pogrążony w swym działaniu i świadomy dobra jakie czynił, nie mógł zrozumieć, że usiłuje się je wymazać z Kościoła. Kiedy rozpowszechniły się pogłoski o opublikowaniu Brewe papieskiego, według którego Szkoły Pobożne miały być zniszczone, zwierzył się swemu ukochanemu synowi, ojcu Berro:

„Nie mogę zrozumieć, jak instytut tak użyteczny i poszukiwany w całej Europie, wychwalany nawet przez heretyków, tak łatwo może zostać zniszczony przez złość ludzką; i dopóki żyje mój duch, mam nadzieję zobaczyć go w swym stanie pierwotnym i być może to rozwiązanie służy do usunięcia złych nastrojów w zakonie”.

A załączając kopię dekretu kasacyjnego pisał do Chieti: „Tym niemniej proszę nie ustawać w radosnym trwaniu w Instytucie i pozostawaniu zjednoczonymi w pokoju, mając nadzieję, że Bóg zaradzi wszystkiemu”.

Hymn swojej absolutnej wierności intonuje w liście skierowanym do ojca Berro, w końcu 1645 r. Sprawy Zakonu idą coraz gorzej, sytuacja komplikuje się; wiele domów zamyka się. Kalasancjusz jest stary, przekroczył już 90 lat. Zmagał się zbyt wiele i mógłby wydawać się zmęczony, a przynajmniej ma ku temu ludzkie powody. Nikt nie zarzucałby mu niczego, jeśli w tym wieku zaczął myśleć o sobie i o wieczności, która nie mogła opóźniać się w przybyciu. Ale jest wierny dziecku, jakim Bóg go obdarzył i wyznaje:

„Dopóki będę oddychał, nie porzucę pragnienia pomagania Instytutowi, w nadziei ujrzenia go ponownie zabezpieczonym, opierając się na tych słowach proroka: bądźcie spokojni, a zobaczycie zbawienie Jahwe, które do was przyjdzie”.

I ten inny piękny tekst: „Ja nie chcę innego życia na ziemi dotąd, dopóki Bóg chce”.

Trzecim rysem jego temperamentu była aktywność i otwartość. Posiadał wyobraźnię płomienną i konkretną, daleką od fantazjowania a bliską realiom. Nie był spekulantem, nie zajmował się nocnymi pracami umysłowymi, nie opierał swoich poleceń na pięknych teoriach. Był człowiekiem działania, którego interesowała codzienność wydarzeń, codzienne funkcjonowanie domów, stałe obowiązki zakonników, struktura wspólnot, fundacje nowych kolegiów…              

Był człowiekiem wielkiej aktywności. Znamy z jego własnego wyznania miejsca, które odwiedził w pierwszym okresie jego pobytu w Rzymie:

„Pragnąłem zobaczyć niektóre, otaczane czcią, miejsca jakie są w Italii, do których należy najświętszy dom w Loreto, sławna Alwernia, gdzie św. Franciszek otrzymał stygmaty; Monte Casino, góra Vergine i inne, a wróciwszy do Rzymu na rok święty nie było to dla mnie możliwe, aż do tej pory; jeszcze myślę to uczynić z pomocą Bożą”.

Wiemy również, że w pierwszych latach zapisał się do licznych Konfraterni.

Ta obfita aktywność i troska jaką odczuwał wobec swych szkół i zakonników doprowadziła go do przejęcia nietypowych dla ówczesnego kleru postaw. Kalasancjusz był człowiekiem o otwartym sercu i umyśle. I kiedy chodziło o dobro jego zakonników jeszcze bardziej poszerzają się przestrzenie jego ducha. Wystarczy przypomnieć serdeczne stosunki utrzymywane z Campanellą, niezbyt dobrze widziane przez jego rodaków; moglibyśmy odnieść się do delikatnych usług, jakie chciał, by zakonnicy oddawali Galileuszowi w jego odosobnieniu w Arcetri, i w końcu szerokie kryterium przyjęcia uczniów do jego szkół: żydzi, nie napotykali żadnej trudności, a nawet - przeciwnie - byli szanowani w tym, co odnosi się do ich przekonań religijnych.

 

KAPŁAN

Józef Kalasancjusz przyjął święcenia kapłańskie 17.12.1583 roku w rezydencji biskupiej w Sanahuja z rąk bp. Hugona Ambrożego de Moncada; jednak jego decyzja zrodziła się dużo wcześniej. Przygotowywał się do święceń przez długi okres studiów oraz przez różne doświadczenia życiowe.

Był księdzem przez 65 lat, z których 50 poświęcił na służbę dzieciom, natomiast przez początkowe 15 lat pełnił funkcje tak różne i tak liczne, że sprawiał wrażenie człowieka, który czegoś szuka i nie może znaleźć. Po święceniach służy bp. Barbastro, Filipowi de Urríes, a po jego śmierci trafia do świty bp. Léridy Kacpra Jana de la Figuera, przy boku którego uczestniczy w obradach parlamentu Korony Aragońskiej, w reformie augustianów i benedyktynów na Montserrat. Po śmierci Biskupa spędza pewien czas w rodzinnej miejscowości, a następnie inkardynuje się do własnej diecezji, gdzie pracuje w Kurii. Później poświęca się pracy duszpasterskiej jako wizytator wprowadzający reformy trydenckie w górskich dekanatach diecezji urgelitańskiej. Pełni również funkcję proboszcza w małych parafiach - Ortoneda i Claverol, którymi opiekuje się gorliwie, mimo że nie ma obowiązku rezydencji. Wszystkiego po trochu, ale nic na stałe.

Wreszcie wyrusza do Rzymu, żeby wystarać się o kanonikat dla siebie i być może marzy mu się (jest ambitny, utalentowany i gorliwy) coś więcej... Jeden z podstawowych biografów  lansuje tezę, że głównym motywem wyjazdu do Rzymu była konieczność pełnienia tam funkcji prokuratora diecezji, natomiast starania o kanonikat były wykorzystaniem okazji. 

W Rzymie znalazł się w środowisku tętniącym duchowością i zanurzył się w nie, uczestnicząc w licznych bractwach. Dzięki nim poznał biedę ludzi w Rzymie, aż wreszcie doświadczenie Zatybrza sprawiło, że odkrył z całą wyrazistością, czemu powinien poświęcić wyłącznie swoje kapłaństwo.

Od tamtej pory nie pragnął już niczego więcej jak tylko bycia kapłanem i choć proponowano mu (wedle świadków w procesie beatyfikacyjnym) biskupstwa i kapelusz kardynalski on odrzucił te propozycje i do końca jako najwyższą godność swego życia uważał kapłaństwo:

Odnośnie nauczycieli pisania i rachunków, niech Wasza Wielebność poleci, aby kto ma talent, nawet jeśli jest księdzem, przyjął tę funkcję. Ja sam, z powodu pełnienia jej, nie doznałem uszczerbku na moim kapłaństwie, które jest największą godnością, jaką mógłbym osiągnąć (list 2162).

 

DZIEŁO

Założenie pierwszej w Europie bezpłatnej szkoły powszechnej, a potem zakonu pijarów, który miał je prowadzić, było wydarzeniem, którego pozytywne skutki trudno dzisiaj ocenić. Jedno jest natomiast pewne: niewątpliwie, to co zrobił w tamtych latach po Soborze Trydenckim było genialne.

Kościół, za jego pośrednictwem, zrobił wyłom wychodząc poza przestrzeń wyznaczoną przez chór, ambonę i konfesjonał (zadania ważne, ale nie wystarczające).

W owym czasie bowiem - tak Kościół jak i społeczeństwo - pilnie potrzebowało instytucji, przez którą mogliby przejść wszyscy obywatele. Takiej, która byłaby zdolna odcisnąć w ich umysłach i w ich sercach niezatarty znak chrześcijański. I taką instytucją stała się szkoła obowiązkowa, bezpłatna, powszechna.

Jego umysł wybiegał na dziesięciolecia w przyszłość i wyprzedzał najbardziej światłych tamtej epoki. Tylko, ktoś kto widzi więcej, może w tak prostych słowach opisać sens edukacji i oświaty: „Jeśli od najmłodszych lat będzie wychowywać się dzieci w pobożności i nauce, można spodziewać się szczęśliwego biegu całego ich życia...”

Kiedy należało obronić ideę nauczania biedoty rzymskiej pisze swoisty Kantyk na cześć wychowania: „Apostolstwo wychowania jest najbardziej godne, najszlachetniejsza, najbardziej zasługujące, najbardziej dobroczynne, najpożyteczniejsze, najkonieczniejsze, najbardziej naturalne, najbardziej racjonalne, o największej wdzięczności, najprzyjemniejsze i o największej chwale”.

Zacytowane dwie wypowiedzi wystarczą, by scharakteryzować myśl Kalasancjusza.

Genialna myśl Kalasancjusza polegała na tym, że poprzez szkołę powszechną, obowiązkową i bezpłatną, można było dokonać reformy społeczeństwa. Więcej, rozbito barierę między ubogimi i bogatymi, wyrównując szanse startu życiowego jednych i drugich.

Pisze Kalasancjusz - W prawie wszystkich Państwach większość jego obywateli to ludzie ubodzy i tylko przez pewien krótki czas mogą pozostawiać swoich synów w szkołach. Dlatego, niech stara się przełożony posyłać tym chłopcom nauczyciela pilnego: nauczy ich pisma i rachunków; w ten sposób będą mogli łatwiej zarobić na życie.

Ubogie dziecko rodziło się napiętnowane. Dzięki pełnemu wykształceniu, jakie ofiarował Kalasancjusz, zyskiwało sobie akceptację innych klas społecznych. Od tej pory, wiele osób z niższych klas będzie mogło wykorzystać swoje talenty dla dobra ogółu. Do takiego rozumowania przekonywał uparcie.

Józef Kalasancjusz czuł, że dzięki prowadzonemu wychowaniu i nauczaniu także praca duszpasterska Kościoła stanie się bardziej owocna. Proboszczowie, spowiednicy, kaznodzieje, również ci, którzy opiekują się chorymi, zdecydowanie lepsze owoce osiągną u chrześcijan wychowywanych od dzieciństwa w pobożności i nauce.

 

MIŁOŚĆ DO DZIECI

Pasją, największą miłością św. Józefa Kalasancjusza były dzieci. Bóg w jego sercu wzbudził szczególną miłość do dzieci i obdarzył go szczególną wrażliwością na wszystko, co dotyczyło dzieci. Wkrótce po jego przybyciu do Rzymu Opatrzność Boża sprawia, że spotyka się z dziećmi chodząc rzymskimi uliczkami; i powoli dzieci te, można powiedzieć, zdobywają jego serce. Wszystko zaczyna się od dostrzeżenia tych dzieci i przejęcia się ich losem – Kalasancjusz widząc jak żyją, chce zaradzić ich potrzebom; kolejnym krokiem jest szukanie rozwiązań, aż doprowadza go to do oddania im całego swego życia, zarażając tą miłością do dzieci i inne serca. W ten sposób rodzą się Szkoły Pobożne.

Możemy powiedzieć, że życie Józefa Kalasancjusza oddanego dzieciom zawarte jest między dwoma wydarzeniami, oddzielonymi wprawdzie połową wieku, ale połączonymi tą samą miłością, trudem i wysiłkiem. Pierwsze wydarzenie ma miejsce w pierwszych latach jego pobytu w Rzymie. Opowiada o tym o. Caputi redagując historię kalasantyńską. Pisze: „O. Józef z taką gorliwością poświęca się nauczaniu Doktryny Chrześcijańskiej, że nie poprzestaje na niedzielach i świętach, ale nawet w dni robocze, kiedy idzie z jałmużną z ramienia Bractwa 12 Apostołów, rozmawia po domach i na ulicach z dziećmi, dostrzegając z bólem, że ogromna większość nie umie się nawet przeżegnać, ani modlić, nie ma żadnego pojęcia o podstawach wiary... i stopniowo zaczyna je uczyć; dotychczasowy dobrodziej i katechista staje się wychowawcą”.

Drugie wydarzenie ma miejsce w 1648 r. Niecały miesiąc przed jego śmiercią. Znów ojciec Caputi opowiada: „Pierwszego sierpnia, w święto św. Piotra w okowach, o. Józef celebrował Mszę św. po której poczuł ból żołądka. Ubrany położył się w swoim ubogim łóżku i cały dzień pozostał niezdrów. Była to sobota. Następnego dnia, w niedzielę, nie odważył się celebrować Mszy św. ani nawet zejść do kościoła. Jednak wstał i wysłuchał Mszy św. jaką tradycyjnie sprawowano w niedziele dla uczniów w oratorium przyległym do jego pokoju”.

Dwa wydarzenia oddzielone czasem 50 lat, a obejmujące lata wierności dziedzictwu, jakie Bóg zlecił Kalasancjuszowi. Św. Ojciec nasz odczytywał wolę Boga oddając dzień po dniu, krok po kroku, swoje życie dla dzieci. I takiego go uwiecznił Goya na swoim obrazie: przyjmujący Komunię św. – Boże życie, które jest miłością, łaską, miłosierdziem, pośród dzieci, umęczony wiekiem i doświadczeniami, człowiek, któremu pozostaje kilka dni do spotkania z Ojcem w niebie. To wszystko jest symbolem. To co się wydarzyło owego 2 sierpnia 1648 roku, miało miejsce przez całe 50 długich lat. Kalasancjusz właśnie pośród dzieci żyjąc przyjmował miłość Boga, Jego łaskę, przebaczenie i miłosierdzie, poznanie siebie i Jego woli. Dzieci, a wśród nich najmniejsze i najbiedniejsze, które zawsze były umiłowane przez Ojca naszego, te dzieci były miejscem, gdzie Bóg mu się ciągle objawiał. To pośród dzieci Kalasancjusz poczuł się kochanym przez Boga, pośród dzieci nauczył się przyjmować wolę Boga, będąc z dziećmi zrozumiał, jak można wejść do Królestwa Bożego; będąc z dziećmi poznał, jakimi drogami Bóg wchodzi w życie człowieka; pośród dzieci nauczył się być chrześcijaninem.

Ci, którzy znali św. ojca naszego zgodnie podkreślają, że tym, co się rzucało w oczy w jego postawie i zachowaniu, była wielka miłość, z jaką oddawał się nauczaniu dzieci. Doktor Józef de Calasanz zniżył się by być o. Józefem od Matki Bożej. Sam podejmował wysiłek troski o lekcje, o opracowanie zasad nauki rachunków, o szkolenie swoich zakonników by wiedzieli, jak powinni pracować na polu nauczania. Sposób bycia, postawa świętego sprawiały, że pojawiało się wiele świadectw osób żyjących razem z nim, jak np. to: „Mogę powiedzieć i zaświadczyć jako prawdę, że wielokrotnie widziałem i odczuwałem w czcigodnym ojcu Józefie wielką miłość do dzieci kiedy dawał im wskazówki nie tylko z gramatyki, ale i ucząc podstaw wiary i doktryny chrześcijańskiej. Podobnie bywało w czasie kazań jakie wspomniany czcigodny Ojciec miał zwyczaj wygłaszać w niedziele w Oratorium. Zbierali się wtedy wszyscy Ojcowie według naszego zwyczaju. Jego słowa były jakby strzałami płonącymi miłością Boga, które zapalały serca wszystkich słuchających. Zawsze z gorącą miłością zalecał tę świętą pracę dla dzieci, aby były kształcone najpierw dla nieba, a potem dla wiedzy”. Sposób postępowania świętego odbiegał, można powiedzieć, od normalności i był powodem wielkiego podziwu w Rzymie. Tak to wyznają niektórzy świadkowie: „Bez wielkiej wiary nie dokonałby tak wielkiego dzieła nauczania biednych dzieci, z taką miłością i takim oddaniem, że było to podziwiane przez cały Rzym”.

Teksty ze zbiorów pijarskich