Jako nastolatka doświadczałam, że cały dzień zmienia się, jeśli znajdę w nim czas na mszę świętą. Droga do kościoła prowadziła przez most, pod którym płynęła rwąca rzeka. Wracając ze mszy często zatrzymywałam się na tym moście i wsłuchiwałam się w szum wody, słysząc w ten sposób wyraźnie radość nowego życia we mnie, które cicho zagościło poprzez biały opłatek, rozprzestrzeniając się jako żywe. To już nie ja, ale Ty we mnie, płynęła myśl, odpowiadając mi na pytane, kim jestem wśród burzliwych fal tego życia.
Tak tworzył Pan poprzez Eucharystię najgłębszą ziemię mojego serca, która poprzez lata, różne zmiany miejsc, przejścia przez próby i doświadczenia, stała się jakby jedyną moją ziemią, na której to, czego pragnę, już naprzód dostrzegam, gdy On, pokonując wszelkie bariery, całkowicie jednoczy się ze mną.
Ostatnio przemówiły do nas puste kościoły i ból księży, bo zabrakło ludu. Doświadczyliśmy, jak istotne jest dla nas gromadzić się wokół ołtarza, że tylko w ofierze Chrystusa możemy być znów zjednoczeni, że nikogo tu nie może zabraknąć, jak w rodzinie. Uczestniczyć we mszy świętej znaczy dla mnie także czuć, kogo jeszcze nie ma przy tym stole, a Jezus pragnie przyciągnąć go do siebie także z moją pomocą, gdy daje mi się w Chlebie za życie świata. Znaczy to dla mnie także prosić, żeby nigdy nie zabrakło rąk kapłańskich, żeby ci, których w tak pełny sposób wzywa do Miłości, odważnie odpowiedzieli na wezwanie.
s. Mirjana